Jakiś tydzień przed ich ślubem, Paweł napisał do mnie, czy byłaby możliwość zrealizowania dla nich sesji, ale takiej na luzie, jeszcze jako narzeczonych. Udało nam się spotkać dwa dni przed godziną zero i był to strzał w dziesiątkę – trafiliśmy na cudowną lipcową pogodę, ze słońcem wspaniale ozłacającym wszystko co najlepsze na Roztoczu. W prezencie dostaliśmy kilka różnorodnych planów zdjęciowych w niedalekiej odległości, którymi moglibyśmy obdzielić kilka sesji – był sad, były słoneczniki, było zboże, a na koniec bajeczna złota godzina… Działa się magia!
Sesja narzeczeńska jest świetną okazją do wypróbowania swoich sił przed obiektywem, a także poznania się z fotografem, który później będzie towarzyszył w dniu ślubu, dzięki czemu odpada trochę stresu związanego z niepewnością, jak to będzie… A jeżeli nie pomyśleliście o takiej sesji przed ślubem, to pamiętajcie, że po także nie ma przeciwskazań by taką sesję sobie zrobić, nawet po latach ;)