Właśnie zakończyliśmy tegoroczny sezon ślubny. W pięknym stylu był to koniec, ale chcemy Wam pokazać nasz ubiegłoroczny ostatni ślub z sezonu 2020. Jak zobaczycie na poniższych obrazkach, w październiku też może być pięknie, nawet jeżeli aura jest daleka od tej znanej z obrazków polskiej jesieni. A tego dnia pogoda bardzo nie sprzyjała (brrr!). Co innego ludzie, ale do nich mamy po prostu szczęście :)
Ten dzień zaczęliśmy od przygotowań u Wojtka, gdzie w luźnej atmosferze, przy pomocy drużby i wsparciu rodzinki – szczególnie najmłodszych przedstawicieli, sprawnie ubraliśmy Pana Młodego. Kilka portretów i polecieliśmy do Wioli. Na początku mieliśmy wątpliwości, czy uda nam się do niej dostać – ze względu na ostrzeżenia na bramie, ale okazało się, że deszczowa aura sprawiła, iż główny stróż domu postanowił zapobiegawczo położyć się przy swej Pani i reagować tylko w sytuacjach najwyższego ryzyka. Widocznie takich nie przysporzyliśmy, bo obyło się bez interwencji ;) U Wioli załapaliśmy się na końcówkę makijażu, więc udało nam się uchwycić kilka klatek i z tego momentu. Zgodnie stwierdziliśmy, że nasza Panna Młoda mogłaby z powodzeniem zagrać Aurorę ze Śpiącej Królewny – no cudo! Jednak, gdy doszła suknia i piękny, długi welon, to już całkiem oniemieliśmy z zachwytu. Jednak trzeba było szybko się otrząsnąć, bo już pod dom zajechała świta Pana Młodego. Po intensywnych targach, Wojtek wreszcie ujrzał swoją ukochaną. Uwielbiam ten moment! Oczy się chłopakom świecą, dech im zapiera, przez moment zapominają o całym świecie… Tu też tak było. Po wzruszającym błogosławieństwie ruszyliśmy do naszego, klimatycznego Kościoła pw. Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny w Tomaszowie Lubelskim. Mimo, że był akurat w trakcie remontu, więc poobstawiany rusztowaniami, to dzięki swojemu urokowi i pięknym dekoracjom Pani Ani Koperwas mieliśmy fajny, rustykalny klimat. Sam ślub odbył się w ciepłej, radosnej atmosferze, a po nim szybko udaliśmy się do Krasnobrodu, do Karczmy Zacisze, gdzie powalił nas wygląd sali – pełno światełek, rustykalne dekoracje połączone ze złotem i czerwienią i bardzo w temacie jesieni (jej piękniejszej odsłony). Od razu zrobiło się cieplej i nie chciało się stamtąd wychodzić. Po życzeniach, obiedzie i osłodzonych przez Parę Młodą trunkach nadszedł czas na otwarcie parkietu pierwszym tańcem, a potem to już był tylko ogień! Tutaj należą się brawa dla zespołu TEX. Chłopaki mistrzowsko i z mega wyczuciem poprowadzili całą imprezę. Nawet nagłe odłączenie ich od prądu (ups!) nie zatrzymało ani na moment. Chłopaki złapali za instrumenty i zrobili taki klimat podczas tańca na wózek, że z powodzeniem można było ten prąd nie włączać ;) Oczywiście brawa należą się również dla gości, którzy rozpalali parkiet do białości. To było bardzo dobre wesele! Zresztą oceńcie sami :)